Moja wojna
Recenzja gry This War of Mine: The Little OnesOgrywałem najnowszą edycję This War of Mine wraz z rozszerzeniem Little Ones wprowadzającym do rozgrywki dzieci. Twórcy pokusili się jedynie o stworzenie zarysu fabularnego. Zostajemy wrzuceni do fikcyjnego kraju Pogoren, który staje w obliczu wojny. I już. Uwierzcie mi jednak, ze historia w tej grze pisze się sama. Zacznijmy jednak od początku. Nasi podopieczni, garstka zwykłych ludzi, trafia do dużego domu. Każdy z nich ma inne predyspozycje. Bruno dobrze gotuje, dlatego jedzenie jest bardziej sycące. Pavle jako były piłkarz szybko biega, a posiadający wojskowe przeszkolenie Roman nie ma żadnych oporów przed zabijaniem. Pierwsze podejścia do gry nauczyły mnie pokory. Szybko okazało się, że uczestniczenie w walce to ostateczność, której powinno się za wszelką cenę unikać. Boleśnie przekonał się o tym mój Bruno, który udał się nocą szabrować supermarket. Na miejscu był świadkiem napaści bandyty na bezbronną kobietę. Postanowił interweniować i szybko stracił życie. Potem Marko, zastrzelony przez czyhającego w bloku snajpera. Następnie Zveta, która umarła przez chorobę, bo nie miałem już żadnych leków. Wreszcie Pavle, który przygnieciony tymi wydarzeniami popełnił samobójstwo. Byłem zdruzgotany… Do tej pory żadna gra nie potraktowała mnie w ten sposób.
This War of Mine to tytuł zaskakujący autentycznością. Zderzenie z rzeczywistością wojny domowej jest bardzo mocne. Twórcy dobrze przygotowali się do tematu. Stworzyli bardzo gęstą, ponurą atmosferę, dzięki której graczem targają emocje. Niemal każda podjęta w grze decyzja niesie za sobą konsekwencje. Trudno nie ulec pokusie okradzenia bezbronnych staruszków z medykamentów i jedzenia, ale jak długo potem przetrwają? Co ze szpitalem, w którym ludzie nadal starają się pomagać innym? This War of Mine zaskakiwało mnie wiele razy. Pamiętam, jak w supermarkecie wpadłem na uzbrojoną po zęby zgraję, już żegnałem się z postacią, kiedy lufa strzelby wymierzona została w moją postać. Nie zastrzelili mnie jednak, wręcz zachęcili do szabrowania, a nie byli to wcale harcerze… Innym razem z zaufaniem poszedłem handlować gorzałą z wojskowymi, tylko po to, by dać się rozstrzelać. Ciekawą nowinką są dzieci, które potęgują wrażenia. Grając jako Christo, musiałem zostawiać na noc córkę Iskrę, by szukać zapasów. Nie było łatwo wracać, słyszeć od niej o napadach bandytów, o tym, jak została pobita. Z drugiej jednak strony, dzięki niej było mi łatwiej. Jej dziecięca niewinność pomagała mi i innym bohaterom. Jej zabawy nadawały ruinie domu spokoju i radości. Klimat jest fenomenalny.
Teraz coś więcej o mechanice. Bohaterów charakteryzują różne cechy - jedni dobrze walczą, inni się świetnie skradają, niektórzy mają również uzależnienia. Historia dzieli się na dni, które z kolei mają dwa etapy. Rano kryjemy się w domu. Konstruujemy narzędzia i sprzęt. Lodówkę posiadamy od początku, przyda się jednak kuchenka i piec. Szczególnie, gdy w zimę trzeba będzie roztopić śnieg czy ogrzać mieszkańców. Warto też pomyśleć o miejscach do spania, aparaturze bimbrowniczej czy kolektorze deszczu. Pędzimy alkohol oraz skręcamy papierosy, aby mieć czym handlować. W dodatku dzieci można szkolić, by były bardziej użyteczne. Nic nie stoi na przeszkodzie, by potrafiły gotować, przygotowywać opał czy wodę. Nie mogłem się jednak powstrzymać od uśmiechu, kiedy Marko spytał Iskrę, czy chce się nauczyć skręcać fajki. Edukacyjna gra, trzeba przyznać! :D W tej fazie dbamy też o rannych, chorych lub popadających w depresję. Niekiedy odwiedzają nas sąsiedzi oczekujący pomocy lub wędrowny handlarz.
Czytałem kilka opinii na temat This War of Mine - jeden z graczy bardzo krytykował ją za słaby system craftingu. Nie przeczę, że stworzenie z kilku rupieci kuchenki nie jest zbyt realne. Dla mnie jednak nie to jest ważne w dziele 11bit studios. Zdaję sobie zresztą sprawę, iż twórcy musieli iść na pewne ustępstwa. Nie mam im tego za złe.
Nocą możemy zdecydować się udać na miasto - lepiej wtedy zostawić kogoś na warcie, aby bandyci nie ograbili nas z cennych przedmiotów. Potem wybieramy jeszcze lokację i voilà. Przez większość czasu musimy trzymać się cienia, ludzi lepiej jest unikać, nawet jeśli nie zawsze mają złe intencje. Bohaterowie mogą się chować we wnękach, atak z nich jest zabójczy. Potrafią się również podkradać do przeciwników, ale wtedy lepiej żeby mieli przy sobą jakąś broń, by sprawę załatwić od razu. Klasyczny nóż spisuje się tutaj świetnie, ale i łom czy siekiera potrafią załatwić sprawę. Znaleźć możemy też sporo broni palnej - zwykły pistolet, strzelba czy karabin dają ogromną przewagę. Amunicja jest jednak bardzo cenna i rzadka, a odgłos wystrzału często sprowadzić może nam na głowę jeszcze więcej wrogów. Nocą przede wszystkim jednak szabrujemy, zbieramy materiały. Niektóre lokacje odwiedzamy wielokrotnie, część z nich z czasem staje się jednak niedostępna wraz ze zmianą pogody lub działaniami wojennymi.
Graficznie nie jest to tytuł z najwyższej półki, ale szare, rysunkowe animacje i tła także odpowiadają za budowanie klimatu. Wygląda to jak zapadający w pamięć rysunek węglem. Ścieżki audio za wiele nie ma, co z pewnością nie przeszkadza, choć trochę brakowało mi dubbingu. W wersji pecetowej nad wyraz sprawnie działa sterowanie myszką, które czyni z This War of Mine mix gry przygodowej i platformowej. Nic nie stoi zresztą na przeszkodzie, by wzorem konsol przerzucić się na pada. Poziom trudności jest bardzo wysoki, a każdy nasz błąd może doprowadzić do zbyt wczesnego końca zabawy. Zapis gry jest automatyczny, decyzje niemożliwe do cofnięcia, a co za tym idzie, śmierć bohaterów permanentna. Strata ulubionej postaci boli niesamowicie. Natknąłem się też na kilka błędów. Przede wszystkim gra potrafiła się wielokrotnie wykrzaczać do Windowsa. Do końca nie wierzyłem, że to wina gry. Sprawdziłem spójność danych przez Steam, uaktualniłem sterowniki. Niestety - bez zmian. Nie sądzę by była to wina sprzętu, szczególnie, że Dziki Gon chodził na detalach uber bez żadnej czkawki. Coś po stronie This War of Mine… Dzięki temu jednak natknąłem się na kolejny bug, który sporo ułatwiał. Każdy autosave dokonywany jest bowiem na początku dnia, jeśli nasza postać zginie podczas nocnego wypadu, wystarczy szybko skorzystać z kombinacji ALT + TAB i ręcznie wyłączyć grę. Uwierzcie mi, potrafi to zniszczyć przyjemność z gry. Z czasem też gameplay staje się nieco wtórny.
Śledziłem This War of Mine od momentu, gdy pojawiły się pierwsze o nim informacje. Studio do końca pozostawało bardzo tajemnicze i niewiele ujawniało. Okazało się jednak, że to, co najlepsze, zostawiło na premierę. Mechanizm gry jest bardzo ciekawy i rewolucyjny, a fabuła przejmująca. Nic dziwnego, że This War of Mine wzbudziło wiele zainteresowania, nie tylko ze strony graczy. Padł nawet pomysł, by tytuł wykorzystać w celach edukacyjnych w szkołach. Z pewnością zapisze się to w historii. Polecam każdemu, kto lubi realistyczne, bardzo ponure przeżycia. Mam tylko pewien niedosyt po The Little Ones. Wprowadzenie do rozgrywki dzieci to strzał w dziesiątkę, ale czegoś tutaj zabrakło. Rolę latorośli można było znacznie bardziej rozwinąć, zwiększyć wpływ na zabawę i pozostałych bohaterów. Może nawet pokusić się o ryzykowne zagrożenia dla dzieci? Odbiór mógłby być różny, ale… To w końcu wojna, prawda? Kto wie? Może jednak tak jest lepiej? Być może wtedy byłoby to zbyt przytłaczające. Na pewno warto jednak wydać pieniądze na tę edycje. Ach, powinienem dać 7... This War of Mine pochłonęło mnie jednak zupełnie, to kawał świetnej roboty i doceniam to.