Nowy rok, nowy PES, nowy ja
Recenzja gry Pro Evolution Soccer 2018
Tak oto wylądowałem z FIFĄ 17. Teraz jednak przyszedł czas się przeprosić z PESem i zobaczyć, co do zaoferowania ma edycja 2018.
Chelsea vs. London FC, czyli sprawa licencji
Licencje na ligi zawsze były największą bolączką PESa. Niestety, ostatnio coraz więcej tych naprawdę emocjonujących ubywa, a Konami nie ma czym tej straty załatać. Bądźmy szczerzy, chilijskie Colo-Colo nie zaspokoi mojej chęci ogrania zespołów z Bundesligi. Ciut lepiej jest w przypadku Serie A, Ligue 1 czy Primera Division, bo piłkarze biorący udział w tych rozgrywkach w ogóle się pojawiają.

Juventus, Chelsea czy Real Madryt są więc tak naprawdę w PESie, tylko nadal pod zmienionymi, lipnymi nazwami. Wiem też, że na PS4 i PC mogę pobrać fanowskie łatki, które podmienią herby i stroje na te oryginalne. Wcale mnie to jednak nie zadowala.
Konami przyzwyczaja nas do stosowania półśrodków, pokazuje, że łatwo możemy obejść ułomności licencyjne PESa i daje do tego narzędzia. Raz, dwa i masz West Bromwich Albion z Krychą. Mnie to jednak nie przekonuje. Minęły już czasy, kiedy sam edytowałem stroje, żeby North London stał się autentycznym Arsenalem. Teraz przynajmniej klub prowadzony przez Wengera się pojawił, choć kosztem np. Manchesteru United. Może zrobiłem się leniwy, może bardziej wymagający, ale oczekuję, że to Konami zapewni mi moje ulubione kluby.
Na szczęście znacznie lepiej jest już z samymi piłkarzami. Jeśli już PES pozyskał prawo do jakiegoś znanego piłkarza, to od lat twórcy wrzucali do gry jego realistyczną facjatę. To się nie zmieniło. Miło, że nasza kadra doczekała się swoich twarzy. Dobrze wypada nie tylko Lewy, lecz także Glik, Grosicki, Fabiański, Milik czy Zieliński. Na pewno spory wpływ na to miały dobre występy reprezentacji na ostatnim EURO i wysokie miejsce w rankingu FIFA. Tak czy siak, to cieszy.

Oczywiście reszta zawodników również nie odstaje. Wiadomo, że najwięcej szczegółów zobaczymy zwracając uwagę na Cristiano Ronaldo, Lego Messiego czy Neymara, ale i Luke Shaw czy Kaspar Schmeichel są podobni do pierwowzorów. Miałem zresztą okazję porównać sobie twarze piłkarzy z tymi z FIFY. Nie mogę powiedzieć, że zawsze to PES wygrywał, ale na pewno nie wychodzi z tego pojedynku pokonany. Dzieło EA ma kilka „perełek” nijak niepodobnych do realnych zawodników, a część ma jakby zbyt pełne twarze. To jednak może być wyłącznie moje odczucie.
Tempo, tempo, tempo
Po przerzuceniu się z FIFY 17 na PES 2018 trudno nie zauważyć, jak wolno toczą się akcje w meczach w grze od Konami. To akurat żaden minus - to wręcz bardziej przypomina mi prawdziwą piłkę nożną. Tutaj czuję, że mam panowanie nad futbolówką, a jednocześnie że jest ona oddzielnym bytem, który ot tak sobie nie będzie się kleił do nogi. Opanowanie piłki daje nie lada frajdę.
Grając PSG mogę usypiać rywala podaniami na linii Motta - Veratti, by następnie jednym nagłym podaniem crossowym uruchomić na skrzydle Mbappe, przerzucić szmaciankę na drugą stronę, do Neymara, a potem płasko po ziemi dograć do Cavaniego. Na koniec zostaje mi tylko patrzeć, jak ten pięknie uderza piętką, a bramkarz cudem to wyciąga. Nie ma czasu płakać, bo przecież piłka jest nadal w grze. Wszystko to wygląda bardzo płynnie, poziom mocno zbliżony jest do telewizyjnych transmisji.

Widać, że poprawiono grę bramkarzy. Ci popełniają mnie błędów i tak łatwo nie puszczają już każdej piłki. Skuteczniej grają na przedpolu, nieźle idzie im powiększanie rękoma powierzchni ciała (ile razy mnie to już ratowało) czy wyłapywanie centr w pole karne. Nadal jednak dośrodkowania na wysokiego zawodnika są diabelsko skuteczne.
Jestem pod wrażeniem animacji piłkarzy w PESie. Teraz bramkarze w różny sposób wyrzucają piłkę, zależnie od ustawienia i siły, czasem jest to duży zamach, innym razem lekkie, szybkie ciśnięcie przed siebie. Tak samo wygląda sytuacja z piłkarzami z pola - inaczej wygląda przyjęcie na klatkę, główkę czy bokiem stopy. Sterując Edinem Dzeko notorycznie ustawiałem się tyłem do bramki i posyłałem piłkę do siatki piętką. To i realistyczne i przyjemne dla oka.
W to mi graj
Ogólnie rzecz ujmując to po uruchomieniu PESa wita nas przestarzały interfejs, choć to jest mimo wszystko do przeżycia. Przyjrzyjmy się teraz temu, co gra ma do zaoferowania w kwestii trybów.
Standardem jest klasyczny 1 vs. 1 przeciwko komputerowi lub innemu graczowi. Jest też możliwość poprowadzenia własnego klub w Master League i tu pojawiły się pewne nowości. Przede wszystkim mamy opcję wyboru poziomu trudności nie tylko samych meczów, lecz i wymagań zarządu. O ile w wersji Classic nic się dla nas nie zmienia, Challenge wprowadza już dodatkowe cele, przez które czasem trudniej jest utrzymać posadę.

Zmianie uległy też negocjacje z piłkarzami. W „siedemnastce” najpierw zaczynaliśmy rozmowy o transferze, a potem reagowaliśmy na propozycję klubu. Mogliśmy walczyć o obniżenie kwoty za zawodnika czy jego gażę, nie wiedzieliśmy jednak, czego możemy się spodziewać. Teraz mamy suwak, w którym od razu nam się to wizualizuje, wraz ze starą procentową szansą na zgodę. Zabezpieczyć piłkarza możemy odstępnym, a w sprawie wypożyczeń - określić ich długość. Daje to znacznie więcej możliwości, ale zrobiło się też trudniej.
Prowadząc moje Bourg en Bresse z drugiej ligi francuskiej miałem duże problemy z nakłonieniem piłkarzy do transferu. Nawet dobrzy wolni zawodnicy okazali się nie do zgarnięcia przez astronomiczne dla mnie gaże. Perspektywa grania pierwszych skrzypiec w drugoligowym średniaku nie wydawała się im zbyt interesująca.
Pojawił się też, czy raczej powrócił, mecz z losowaniem zawodników. Dla obu drużyn wybieramy kluby, ligi czy narodowości, a gra sama robi selekcję. Potem mamy jeszcze możliwość podebrania kogoś przeciwnikowi i vice versa. MyClub to z kolei znana już z poprzednich części odpowiedź PESa na znany z FIFY FUT. Choć mimo wszystko mniej popularna, jest udana i bardzo mocno mnie wciągnęła. Rywalizacja z żywym przeciwnikiem zawsze daje najwięcej emocji, ale i satysfakcji. To tryb, przy którym spędziłem najwięcej czasu i bardzo dobrze się przy nim bawiłem. Problemem jest jednak matchmaking na PC, niekiedy na rywala można czekać bardzo długo, a czasem wcale się go nie doczekać. Mam nadzieję, że z czasem się to zmieni, bo bywa to irytujące.

Na koniec zostaje nam jeszcze opcja 3 vs. 3. To trochę chaotyczny tryb, w którym może się spotkać aż sześciu graczy. Jest wesoło, nie powiem, że nie. Dużo jest tutaj przypadkowości czy kuriozalnych sytuacji, choć w sieci można już spotkać niesamowicie zgrane teamy.
Z trybami nie jest więc źle. Jest w co grać, ale brakuje mi tutaj jakiejś innowacji robiącej różnicę. FIFA 18 wyszła z drugim sezonem fabularnych przygód Alexa Huntera, który już rok wcześniej przypadł społeczności do gustu. Kopiowanie tego od EA nie byłoby dobrym rozwiązaniem, ale Konami musi poszukać jakiejś świeżości dla kolejnych odsłon, jeśli chce jeszcze czymś zaskoczyć.
Cavani jak żyw
Pod względem czysto technicznym jestem po wielkim wrażeniem. Fox Engine to godny rywal dla Frostbite zastosowanego w FIFIE. Już w PES 2017 widać w nim było duży potencjał, ale silnik pokazał, na co go stać dopiero teraz. O dopracowanych twarzach już pisałem. Muszę też wspomnieć o Real Touch+ - w tekście pojawiła się o nim wzmianka, ale teraz małe wyjaśnienie. System ten pomaga ciałom zawodników reagować realistycznie na przyjęcie piłki konkretną częścią ciała,. Robi to różnicę i stanowi duży krok dla serii. Jest też REAL Capture System, który odzwierciedla charakterystyczne ruchy zawodników oraz wygląd i atmosferę stadionów.

Co można powiedzieć o udźwiękowieniu? Soundtrack jak zwykle został dobrany świetnie. Miło, że w tle pogrywa np. 24K Magic w wykonaniu Bruno Marsa, kilka otworów poszerzyło też moją listę ulubionych kawałków. Męczy za to komentarz, w którym za wiele się nie zmieniło. Oczywiście nie oczekuję polskich głosów, bo PES 2006 pokazał już, że to nie wypali. Peter Drury i Jim Beglin jednak po prostu przynudzają. W kółko słysząc te same teksty, co w zeszłym roku, miałem ochotę je wyciszyć. Z tym że tak samo jest w FIFE. Łatwiej i taniej jest dograć parę kwestii raz w roku, niż nagrywać od nowa komentarz.
Panie Turek! Niech pan tu kończy to spotkanie!
Ostro dostało się ode mnie PESowi, dlatego niełatwo było mi podejść do oceny. Widzicie, problem jest taki, że pomimo swoich licznych ułomności „osiemnastka” to gra wyśmienita. Licencji jak nie było, tak nie ma, ale PESa lubię przede wszystkim za gameplay. Jeśli chcecie zagrywać się oryginalnymi zespołami, mieć ogromny wybór klubów i tryb fabularny - śmiało bierzcie FIFĘ. Tym bardziej wyrozumiałym, stawiającym na prawdziwe „czucie piłki”, proponuję jednak PESa. To w nim znajdziecie mecze jak z ekranu telewizora. Mam zresztą kuriozalne wrażenie, że FIFA rozrasta się do ogromnych rozmiarów, oferując wszystko i starając się przegonić rywala, ale to jednak dzieło Konami nadal wygrywa rozgrywką. Zachęcam do kupienia, a wtedy może spotkamy się kiedyś na murawie w myClub. Czekam na Was.
PS. Ten pomysł z Usainem Boltem jako zawodnikiem to chybiony żart, ale pojawienia się Davida Beckhama będę wypatrywał.
Kopię gry do recenzji dostarczył Techland - jej polski wydawca. Recenzja napisana w oparciu o wersję na PC.