Czarująca przekąska dla ambitnych
Recenzja gry The Gardens BetweenW grę wkręciłem się momentalnie. Samouczek trwał dosłownie dwie minuty - licząc w ziewnięciach wyszłoby ich całkiem dużo. Ale tu tych ziewnięć, na szczęście, nie było. Wszystko za sprawą bardzo sprawnie, a zarazem subtelnie opowiedzianej fabuły. Co prawda nie można powiedzieć, że jest ona przepełniona zwrotami akcji rodem z filmów Q. Tarantino, czy też wyciska łzy niczym „Titanic” - ma jednak w sobie coś, co pozwala w jej towarzystwie przyjemnie spędzać czas.
The Gardens Between nie jest typową przygodówką - przynajmniej pod względem mechaniki rozgrywki. Jako że jest to opowieść o relacji rozwijającej się w dzieciństwie, całość zmusza nas przede wszystkim do manipulacji czasem (z naciskiem na system fizyki obiektów świata przedstawionego). Postaci zatem poruszają się same, a my możemy tylko ten ruch prowokować. W każdej chwili akcję możemy cofnąć, przyspieszyć czy całkowicie zatrzymać. Otworzyło to autorom furtkę do wielu zagadek logicznych, które wymagają od nas rzeczywistego pomyślenia. Im dalej w... ogród, tym stawiane przed nami zadania są trudniejsze. Wyższe wymagania wiążą się jednak z większą satysfakcją - wszystko jest więc na swoim miejscu.
Celem w każdym z poziomów jest dostarczenie światła w latarni do piedestału na końcu. Światło to trzeba jednak wpierw zdobyć, a potem przedrzeć się z nim przez najeżone przeszkodami obszary. Oboje postaci, zwane tutaj Ariną i Frendtem, mają swoje role i służą do czegoś innego. Nie wykorzystujemy ich jednak w dowolny sposób, gdyż mechanika rozgrywki jest niewolnicą liniowości i skryptów. Idziemy tylko po tych ścieżkach, które wytyczyli autorzy, a rozwiązanie każdej z łamigłówek jest jedno. Z uwagi jednak na charakter całości, jest to dość zrozumiałe.
Produkcja australijskiego The Voxel Agents celuje w gatunek logicznych przygodówek, których bardziej chcemy doświadczyć niż je przejść. Tutaj nie zginiemy, nie goni nas czas. Sami dopasowujemy tempo zabawy do naszych oczekiwań. Uprzyjemnia to pastelowa oprawa graficzna i udźwiękowienie wyraźnie nastawione na relaksacyjne tony.
W tytule nazwałem grę „przekąską” - wcale niebezpodstawnie. Okazuje się bowiem, że The Gardens Between to przygoda na maksymalnie dwie godzinki. Choć bardzo krótka, potrafi jednak w sobie rozkochać całą otoczką, którą tworzy w czasie zabawy. Czy jednak jest to w pełni warte 84 złotych, które trzeba na nią wydać? Można się zezłościć, że to za dużo, lecz mimo wszystko nie powinno się rozczarować - jest to bowiem produkcja pełna uroku, przyjemnej atmosfery. Pozwalająca się zrelaksować i zreflektować nad własnym dzieciństwem.